środa, 9 lipca 2014

Czerwcowe Tatry

Z racji, że za 10 dni (jupijupijeeeeee!) jadę w Tatry na dłużej niż na chwilę (jeden dzień, jak to było w rzypadku wyjazdu marcowego, czyli z poprzedniego wpisu czy czerwcowego, o którym za chwilę), bo na całe 5 dni, postanowiłam rozprawić się z wpisem czerwcowym.

Jeśli chodzi o mój wyjazd lipcowy, to plany ambitne! Na dzień dobry - Szpiglasowy Wierch. Next: ORLA PERĆ - tak, tak, tak!! :D no i na deser, taki tam, Kościelec ;) Chyba, że zakwasy, jak po Rysach, nam nie pozwolą nigdzie wejść, to wtedy Hala Ornak i zaległy Smerczyński Staw :)

Co do czerwcowej wyprawy...
Wiadomo, nie byliśmy długo, bo kilka godzin tak naprawdę. Pogoda była piękna, w planach mieliśmy Rusinową Polanę, Cafe Tygodnik Podhalański (uwielbiam tamtejszą kawę!) i Antałówkę. Plan wykonano w 100%! ;) Zapraszam na relację :)

RUSINOWA POLANA:
Na Rusinową postanowiliśmy wejść nie od Palenicy, bo tak już kiedyś szliśmy (o tym wpis będzie...), ale przez Dolinę Filipka (?). Droga wiedzie laskiem, jest łatwa i przyjemna. Po chwili nieco bardziej stromej ścieżki dochodzi się do Sanktuarium na Wiktorówkach. Stąd na Polanę rzut beretem.

















CAFE TYGODNIK PODHALAŃSKI:
 Przepiękne widoki na Tatry i przepyszna kawa. I uwaaaaaga - mój "debiut" na blogu! :D


Ta daaaa, oto ja! :)



ANTAŁÓWKA:
Na ten temat wtórnie rozwodziła się nie będę, ale polecam wszystkim, to jedno z moich ulubionych miejsc! Fakt - jesienią leżą wszędzie gówna, za przeproszeniem, ale niestety taka prawda - gnój.. Ale za to latem i wiosną - CZAD!


 I znowu ja, wtórnie: ;)



Postaram się częściej coś publikować i uzupełniam zaległości blogowo-sąsiedzkie :) Pozdros!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz