środa, 28 czerwca 2017

Przelecz Krzyzne / lipiec 2016

Mam 24 zapisane posty robocze. I od prawie 3 lat nie opisuję nic. Zastanawiam się, czy jest w ogóle teraz sens reaktywować kilka z nich? Fajniej jest czytać i oglądać nie bieżąco, wiem po sobie. Dlatego wczoraj opisałam czerwcowy wyjazd, a w lipcu lub sierpniu opiszę - jeśli będzie co - wyjazd wakacyjny. Póki co wracam myślami, wracam do zdjęć i próbuję sobie przypomnieć uczucia towarzyszące wejściu na Przełęcz Krzyżne w lipcu zeszłego roku :)

wtorek, 27 czerwca 2017

Moj pierwszy raz... Slawkowski Szczyt

Rozdziewiczyłam Tatry Słowackie. Fakt - wieki temu dodawałam wpis z sąsiadującego kraju, ale była to zwykła wycieczka połączona z króciutkim przejściem Suchej Beli. Wędrówki po górach to nie przypominało. W czerwcu miałam okazję zasmakować gór zupełnie innych. Był strach, bo była to wyprawa tylko po jeden jedyny szczyt - Sławkowski. Wieczorna podróż, krótki sen na fotelu kierowcy, nad ranem dojazd do Starego Smokowca i w górę. Popołudniowe zejście, w auto, szybki przejazd przez naszą tatrzańską stolicę, chwila snu na trasie - znowu na fotelu kierowcy i punkt 4:00 stawiamy się we własnej sypialni, po 33 godzinach nieobecności w domu i po pokonaniu ponad 800 km.

Jaki ten Sławkowski jest? Po dwóch tygodniach powiem, że nic wielkiego. Tylko wkurza. Trudności żadnych, za to wierzchołków po drodze, wydających się szczytem - wiele. Tyle dobrego, że było trochę chmur i nie od razu widziałam, jak wysoko i jak długo muszę jeszcze iść ;)

Ale po kolei...

Na Słowację wjechaliśmy przez Piwniczną Zdrój. Ok. godziny 4:30 nad ranem rozciągały się takie widoki: